Odpowiedz
O początkach naszego życia w vanie, pakowaniu, urządzaniu i pierwszych tygodniach.
Stało się! Mieszkamy w kamperze już od kilku tygodni. Nie mam pojęcia gdzie ten czas uciekł, ale wiem, że uwielbiam to co się dzieje i Mia też. Stworzyłyśmy już pewną rutynę. Ja wstaję wcześnie, Mia i Tomasz nie. Parzę sobie kawę i idę na spacer lub pracuję, w zależności od tego, gdzie jesteśmy. Ogromny plus tego, kiedy jest Tomasz to to, że mogę odejść dalej jak 10m od vana. Kiedy w końcu wstaną, jemy wspólnie śniadanie, które ja robię (niespodzianka!) i zakręcamy butlę z gazem, żeby trochę przejechać. Mia siedzi obok mnie, co uwielbia, zaś Tomasz z tyłu przy stoliku. Chłopak pracuje codziennie 9-18, więc jest mu tam najwygodniej. I tak, to zdecydowanie działa. Na początku nie miałam pojęcia jak to wyjdzie, zwłaszcza, że codziennie jeżdżę dosyć dużo. Okazuje się, że jest to możliwe i wcale nie jest tak ciężko. Podstawą jest internet, który obecnie nie jest już problemem po zmianie przepisów. Jak do tej pory sieć była prawie wszędzie!
Po śniadaniu nasza rutyna pada, bo dzień zależny jest od kolejnego pięknego miejsca, jakie zobaczę. Tworzy to szaloną trasę, która czasem wymaga cofnięcia się kilka kilometrów. Nie mam planu, nie mam trasy i niczego bym nie zmieniła. Miałam jechać prosto z Warszawy do Portugalii, ale zatrzymałam się w tylu miejscach, że trasa zajęła ponad tydzień.
To pierwszy post, więc podaję kilka informacji, o które jestem często pytana.
KAMPER – WYBÓR, ZAKUP I SZYKOWANIE
W trakcie szukania kampera skupiałam się na dwóch punktach obowiązkowych. Pierwszy to kuchnia, w której mogę swobodnie gotować, kiedy Mia śpi. Jest ona ulokowana na końcu naszego kampera, więc jest bardzo wygodnie.
Drugą była toaleta i ewentualnie prysznic. Tomasz dołączył do nas na pierwszy miesiąc, ale przez większość drogi będę sama z Mią. W Nowej Zelandii zdarzały się te wyjątkowe sytuacje, kiedy Mia smacznie zasnęła w trakcie jazdy po godzinie dyskusji, aja znalazłam się pięć minut później pod silną presją. To się już. Nie wydarzy.
To co napełniło mnie totalną ekscytacją, to półka dospania nad kabiną kierowcy. Nie wiedziałam, czy uda nam się tam spać, bo nie jest to wysoka powierzchnia i nie. Jestem do tego przyzwyczajona, ale dało radę! Jest bardzo wygodnie, mamy tam normalny materaca a nie poduchy, zaś rano zasłaniam tylko zasłony, Mia i Tomasz śpią, zaś ja mam całą przestrzeń dla siebie. Przynajmniej do momentu, kiedy wyczują jedzenie.
Jeśli stoicie przed dylematem czy kupić czy wynająć, zastanówcie się jaki jest plan. Ja chcę jeździć przez 4 miesiące, więc wynajęcie przekroczyłoby kwotę, jaką zapłaciłam za mojego kampera. Po 1,5 miesiąca w drodze, chcę to powtórzyć w przyszłym roku, także kolejnych kilka miesięcy. Minus jest taki, że sama płacę za ubezpieczenie, części, naprawy. Jak się coś zepsuje, to czekam aż naprawią, nie dostaję drugiego auta. Ale… jak się coś wyleje (z Mią zawsze), ubrudzi czekoladą, ktoś mi obetrze zderzak, to mnie to totalnie nie rusza.
Nie dokonałam wielu zmian w aucie, bo nie chciałam tracić czasu. Zmieniłam jedynie obicia poduch z uroczej mieszanki fioletu i różu, zasłonki i dodałam lniane dodatki. Zainstalowaliśmy również baterię słoneczną, co okazało się super pomysłem i sprawiło, że do chwili obecnej zatrzymałam się na kempingu tylko raz.
PAKOWANIE
Pakowanie nie było dla mnie problemem, nawet pomimo planu 4 miesięcy w podróży. Wzięłam tak mało jak można i do chwili obecnej niczego mi nie zabrakło. Ubrania, kilka książek, talerze, sztućce, garnki, kosmetyki i w sumie tyle. Cokolwiek więcej potrzebujesz, kupisz po drodze. Na naszą podróż po Nowej Zelandii wzięłam jeden plecak na rzeczy moje i Mii i spakowałam wszystko, czego potrzebowałyśmy. Dzięki minimalistycznemu podejściu mam dużo miejsca w aucie.
DROGA
Zazwyczaj nie planuję zbyt dużo. Rozmawiam z ludźmi, pytam o wskazówki, przeglądam Instagram i blogi. Nie robię planu, bo chcę mieć swobodę zmiany decyzji. Obecną podróż miałam zacząć od Skandynawii, jednak poczułam potrzebę słońca i upału, więc pojechałam do Portugalii. Oto nasza trasa do Portugalii:
Wartburg – Dotarliśmy tu o 7 rano, kiedy wszytko było zamknięte, nawet wrota do zamku. Doświadczyliśmy za to spaceru w gęstej mgle i przebijające się światło. Magia. Kiedy w końcu otworzyli wrota do zamku, byliśmy pierwszymi odwiedzającymi. Czułam się jak księżniczka.
Burg Eltz – cudowny zamek, zerknij tylko na zdjęcie, wygląda jak z bajki. By do niego dotrzeć, trzeba odbyć 15 minutowy spacer przez las, co podwaja wrażenie.
Ferrieres Catinais – We Francji trzeba zjeść dobrą bagietkę, więc zjechaliśmy z autostrady, by jej poszukać. Trafiliśmy do pięknego małego miasteczka z wyjątkowo sympatycznymi mieszkańcami. Skończyliśmy na wykupieniu połowy piekarni, również ciastek. Za 2 metry dokupiliśmy sera, owoców, ana koniec wypiliśmy kawę w lokalnym pubie. Świetne doświadczenie!
Dune of Pilat – Tomasz wspomniał, że we Francji są spektakularne wydmy i to wystarczyło, by tam pojechać. Matka natura pięknie tworzy. Mia potraktowała wydmy jako wielką piaskownice i utknęłam na chwilę. Rano wróciłam po doświadczenie bez tysiąca turystów. Pojechaliśmy również do Place de la Pointe, skąd rozciąga się piękny widok na wydmy i jest długa plaża z nielicznymi opalającymi się.
Hossegor – małe miasteczko z wyjątkowo przyjemną atmosferą. Zatrzymałam się na kawę w Waxed i nie chciałam już wychodzić. Potem zabrałyśmy Tomasza na lunch w Le Mango Tree, gdzie zjadłam najlepszą acai bowl na świecie i super tosta z awokado. To malutkie miejsce z zaledwie kilkoma stolikami przed budką tryska pozytywną energią, sympatią i ma rewelacyjne jedzenie.
San Sebastian – mówią, że to najszczęśliwsze miejsce na świecie i zdecydowanie mnie uszczęśliwiło. Dotarliśmy tu wieczorem, w czas idealny na kolację w najlepszym Sirimiri Gastroleku. Chodziliśmy bo pięknym mieście i coraz bardziej się w nim zakochiwałam. Rano ruszyłam na zwiedzanie sama i było jeszcze piękniej, bo uliczki były totalnie puste.
Bilbo – słyszeliście o budynku The Guggenheim ? Wyjątkowo ciekawy kawałek architektury. Zajęło mi 2 godziny, by do niego dojść z Mią, głównie ją niosłam, ale było warto. Również bardzo polecam Cafe Bar Bilbao z cudownym jedzeniem.
Buelna – Piękne plaże i widoki. Miałam uczucie, że jestem w Szkocji. Zatrzymaliśmy się tam, bo zauważyłam to piękne miejsce z trasy. Warto było!
La Paloma to miasteczko, gdzie jest Marina Restaurant i dlatego tam pojechaliśmy. Zjedliśmy za dużo, ale super pysznie. Jeśli tam pojedziecie, zmówicie ośmiornicę – miękka i delikatna, rozpływała się w ustach, aż ciężko było uwierzyć, że to ośmiornica.
Cathedral Beach – przepiękna plaża, trzeba to zobaczyć, ale wcześnie rano, tak około 6 rano, żeby nie było naokoło tysięcy ludzi. Tak, słowo się rozniosło i ludzie przyjeżdżają.
Isla de Arousa wyspa połączona z lądem długim mostem. Wygląda na to, że turyści tu nie docierają. Mieszkańcy są bardzo przyjaźni, a wyspa piękna. Jeden z piękniejszych zachodów słońca na naszej trasie.
CODZIENNOŚĆ
Uwielbiam ją! Każdą chwilę, nawet bardzo szybkie prysznice z bardzo niewielką ilością wody. Lubię łączyć trzy składniki i stworzyć coś pysznego. Jedliśmy już ryż z warzywami, naleśniki z grzybami, inne z serem i humusem oraz pastę z jednego garnka. Przepisy w kolejnym poście 🙂
3 komentarze
Marto, inspirujesz !
-
dziękuję <3
Dodaj komentarz
to co piszesz i jak piszesz jest fantastyczne, a te przepisy, pisz proszę, nie przestawaj…..