Odpowiedz
Życie to ciągła przygoda, nieprawdaż? Miałam jedną niedawno z Mią. Wzięłyśmy nocny autobus (tak, nocny i tak, było fajnie) do
Życie to ciągła przygoda, nieprawdaż? Miałam jedną niedawno z Mią. Wzięłyśmy nocny autobus (tak, nocny i tak, było fajnie) do Sopotu i spędziłyśmy tam trzy dni. Tylko my dziewczyny, z okazjonalym spotkaniem kilku fajnych osób z okolicy. Dosyć niedawno rozmyślałam nad tym moim nietypowym stylem życia, podróżami, spontanicznymi wypadami i przeprowadzakami. Miałam obawę, że na długi czas muszę się z nimi pożegnać, a tu okazuje się, że wcale nie. Wyobrażacie sobie 8 miesięcznego dzieciaka w nocnym autobusie na trasie Berlin – Sopot w godzinach 21-5? Jak nie to śmiało to zwizualizujcie, bo jest to możliwe, dziewczyna spała jak w swoim łóżeczku, z krótkimi przerwami by wrzucić coś na ząb i poflitować z sąsiadami. Zdołała mnie też totalnie obsikać, co do tej pory nie wiem jak jest możliwe, bo jej pielucha była totalnie sucha, a ja wyglądałam jakbym to sobie sama zafundowała.
Podróżowanie z dzieckiem ma w sobie magię. Z założenia dużo chodzę, ponoć za dużo. Jak idę na plażę, to idę przez nią kilometrami, co łączy się z brakiem leżenia i opalania. Za to znajduję dużo ciekawych miejsc. Z Miją było podobnie, wsadzałam ją do nosidełka i błąkałyśmy się po okolicy. Opowiadałam jej historie, a ona ściskałam mi czasem palec i słuchała. Do Sopotu jeździłam w dzieciństwie z rodzicami, dużo tam wspomnień. Ale chyba nie wszystkie są interesujące, bo zapadała od czasu do czasu w drzemkę. Czyli zaczęło się, już zaczynam być nudna dla własnego dziecka. Stałam się też chyba automatycznie ochroniażem, poiłam ją, osłaniałam od wiatru i pilnowałam, by nie zjadła za dużo piachu. Mia jeszcze nie chodzi, raczkuje, ale jak postawiłam ją na piasku i trzymałam za ręce, wyrywała do morza jak szalona. Teraz najchętniej spakowałabym ją i pokazała jej świat. Następny cel – wspólne spanie w namiocie, narazie w jednym śpiworze.
A przede mną kolejna przygoda/utrudnienie. Muszę się przyzwyczaić do pracy w towarzystwie najsłodszego/ciekawego/zawsze zainteresowanego dziecka. Ale to nie tylko to. Strasznie ją lubię, więc kiedy siedzi ze mną w kuchni i zaczyna do mnie mówić po swojemu, rzucam wszystko i słucham. Nie jest to oczywiście dobre przy gotowaniu i stylizowaniu jedzenia, ale pracuję nad tym. Miejmy nadzieję, że uda mi się nadgonić z postami, a może nawet wrócić do wrzucania trzy razy w tygodniu. Tęsknię za kontaktem z czytelnikami i ściskam was mocno. Miejmy nadzieję, że macie cierpliwość.
Jestem fanką prostych i szybkich przepisów. Zwłaszcza odkąd gotuję z dzieckiem, więc czas w kuchni jest ograniczony. Ale nadal uważam, że fajnie jest zjeść coś nowego, specjalnego. Omlet to popularne danie śnidaniowe, ale jak dodacie kwiat dyni oraz parmezan, nagle staje się jeszcze ciekawsze (prosty omlet też daje radę). Smacznego poranka!
Potrzebujesz:
- 1 łyżka masła
- ½ małej cebuli
- ½ ząbka czosnku
- 3 jajka
- 2 łyżki mleka
- 1 łyżka startego parmezanu
- sól i pieprz
- 3-5 małych pomidorków, żółtych (lub czerwonych jak wolisz)
- 2 kwiaty dyni
- 1 łyżka szczypiorku, poszatkowanego
Rozgrzej piekarnik do 175*C. Wrzuć 1 łyżkę masła na patelnię żeliwną (lub inną, w której możesz piec) i rozpuść. Dodaj poszatkowaną połówkę cebuli i czosnku.
W misce zmieszaj jajka, mleko, parmezan, szczyptę soli i pieprzu. Wlej do patelni, dorzuć pomidorki, a nawierzchu ułóż kwiaty dyni. Piecz przez około 20-25 minut, aż jajka się zetną.
Podawaj posypane szczypiorkiem, z dwoma tostami.
Smacznego, Marta
3 komentarze
podziwiam! ja pewnie nie dowqażyłabym sie na taka podróz z małym dzieckiem 🙂
smakowity przepis nam zafundowałas 🙂
Kiedy byłyście dziewczyny w Sopocie?! I czemu ja nic o tym nie wiem?! :(((( 😀
Cieszę się ogromnie, że planujesz powrót do regularnych wpisów <3 Tęskniłam!
Dodaj komentarz
Piękny blog, piękne zdjęcia, pyszne przepisy-) blog pisany z miłością, uwielbiam tu zaglą
dać!