Odpowiedz
Wróciliśmy do Berlina! Chwilę nam to zajęło i połączyło się z moją miesięczną ciszą, ale mam wytłumaczenie – zgubiłam się w
Wróciliśmy do Berlina! Chwilę nam to zajęło i połączyło się z moją miesięczną ciszą, ale mam wytłumaczenie – zgubiłam się w Japonii. Tak jak w Sydney gotowałam i biegałam po kawiarniach w przerwie od plaży, tak w Japonii zniknęłam. To wyjątkowy i niepowtarzalny kraj, pełen wspaniałych ludzi. W Tokio wylądowałam kompletnie bez planu działania. Kupiłam dwutygodniowy bilet na pociąg, Tomasza zostawiłam w mieście i poszłam na dworzec z pomysłem gdzie mogę jechać i założeniem, że nocleg i resztę zorganizuję po drodze. I udało się. Poznałam genialnych i pomocnych ludzi na mojej drodze, niektórzy przyłączali się do mojego biegu z pociągu na pociąg, inni poświęcali za dużo czasu, by pomóc mi gdzieś dotrzeć. Jeśli obawiacie się podróży do Japonii właśnie ze względu na barierę językową, przestańcie, bo nawet jeśli język będzie problemem to i tak bardzo szybko wam ktoś pomoże. Ale co mnie wyjątkowo pozytywnie zaskoczyło to podejście Japończyków do jedzenia i jego celebrowanie. Zjadłam w ciągu miesiąca bardzo dużo, niektóre dania były niesamowite, inne nietypowo smaczne lub dziwnie dla mnie nie jadalne. No cóż, w Japoni nigdy nie wiesz co dostaniesz na markecie na patyku. Może to wyglądać jak deser w postaci słodkiego ryżu, a okaże się tłuszczem (nie żartuję).
Powrót nie należy do lekkich, bo zmiana strefy czasowej i moje pełne wykorzystanie 12h lotu do Londynu nie wpłynęło pozytywnie na jet lag. Koty nie pomagają, bo już od około 5 rano domagają się pieszczot, w przeciwnym wypadku terroryzują biegiem po plecach lub drapaniem w nos. Ale są też i plusy, bo moja kuchnia o 5 rano z kubkiem kawy, dobrą książką i cicho włączonym radiem jest najlepsza.
Zdaję sobie sprawę, że nie zaczął się jeszcze sezon truskawkowy, ale w warzywniaku były truskawki w świetnej cenie, a tuż obok nich idealnie czerwony rabarbar, także wzięłam i to i to. Tak powstało dzisiejsze śniadanie, soczyste, nie za słodkie i zdrowe. Dla mnie idealny początek dnia, mam nadzieję, że wam również przypadnie do gustu. Przygotowanie zajmie chwilę, a okres pieczenia wykorzystać możecie na prysznic.
Potrzebujesz na bazę (dla 2-3 osób):
- 1 & ½ szklanki rabarbaru, pociętego w 2 cm kawałki
- 1 szklanka truskawek, pokrojonych
- 1 łyżka syropu z agawy
- 1 łyżka soku pomarańczowego
- skórka starta z ½ pomarańczy
- 2 łyżki rodzynek
- ½ łyżeczki imbiru w proszku
- szczypta soli
Na wierzchnią warstwę:
- 1 szklanka płatków owsianych
- ½ szklanki orzechów włoskich, posiekanych
- szczypta soli
- 2/3 szklanki mleka migdałowego
Do podania:
- yogurt sojowy lub naturalny
- cukier cynamonowy lub brązowy
Rozgrzej piekarnik do 180*C, zaś naczynie do pieczenia wysmaruj olejem. Użyłam średniej wielkości naczynia, około 20cm x 14 cm. Umieść w środku rabarbar z truskawkami, po czym polej syropem z agawy, sokiem pomarańczowym, posyp rodzynkami, skórką z pomarańczy, imbirem i solą.
W misce zmieszaj płatki owsiane z orzechami, solą oraz mlekiem. Ułóż miks na owocach po czym piecz przez około 30 minut.
Podawaj z jogurtem oraz cukrem cynamonowym.
Smacznego, Marta
4 komentarze
Pysznie, moje smaki! Pozdrawiam
Tego tłuszczu nie chciałabym spróbować, natomiast taką miseczkę na śniadanie jak najbardziej 🙂
Pysznościowe! Nasz rabarbar jeszcze mały ale lada chwila… A takie zapiekane owoce na śniadanie (lub podwieczorek) uwielbiam. Mamy kilka jabłoni więc sezonowo zapiekamy jabłka z cynamonem i brązowym syropem. Proste, smaczne, takie jak ma być. Zdjęcia jak zawsze pierwsza klasa!
Dodaj komentarz
ach mój kochany rabarbar!:) boskie śniadanie:) zawsze miło się czyta te Twoje podróżnicze przygody:)