Jeden z najpiękniejszych widoków z kanapy.
Uczymy się całe życie, zaś w tym miesiącu ja osobiście nauczyłam się, że pozostanie samemu w domu z dzieckiem jest zdecydowanie trudniejsze, jak przejechanie z nim samemu przez Europę czy Nową Zelandię. Być może przemawia przeze mnie “optymizm” Stycznia, jednak nie wydaje mi się.
Zaczynam od początku. Jak to w życiu bywa, zdarzyło się i nam, że jeden z partnerów ruszył sam w świat. U nas był to T., zaś podróż to kilka dni, świat się zgadza. Przed wyjazdem T. pytał kilka razy, czy na pewno nie mam nic przeciwko. Dziwiłam się, bo czemu miałabym coś przeciwko mieć. Z Mią znamy się dobre 4 lata, mieszkałyśmy nawet same w kamperze przez kilka miesięcy, więc wizja pozostania z nią w domu nie budziła we mnie żadnych większych emocji. Zaakceptowałam i życie toczyło się dalej. Pewnego dnia T. wyjechał, a ja rozpoczęłam dzień zwyczajową rutyną. Pobudka ok 6 rano, poranna kawa i chwila pracy, przygotowanie śniadanie dla Mii, obudzenie Mii, pochillowanie z Mią przy śniadaniu, wyszczotkowanie wszystkiego co trzeba, ubranie, odprowadzenie Mii do przedszkola, trochę więcej pracy, przygotowanie lunchu dla Mii, odebranie Mii z przedszkola, zakupy spożywcze, lunch z Mią, zabawa twórcza w postaci opracowania kroków to niezwykle kreatywnego tańca baleriny, który zdecydowanie powinien wygrać jakąś nagrodę, kolacja dla Mii, zęby i spać. Zasnęłam i ja. Przez kolejnych 8 dni rutyna wyglądała całkiem podobnie. Jeśli ktoś tam uważa, że podróżowanie z dzieckiem jest trudne, pragnę podzielić się moją opinią. Nie jest, za to zostanie z dzieckiem samemu w domu z obowiązkami rozłożonymi zazwyczaj na dwie osoby, jest! Po raz kolejny myślę o wszystkich mamach i tatach, którzy radzą sobie sami i zastanawiam się, kiedy zostaną rozdane pierwsze medale w tej dziedzinie. Mój podziw dla was nie ma końca.
Kiedy T. wrócił, byłam zmęczona. Nie był to koniec świata, jednak zdecydowanie potrzebny był relaks. T. walczył z jet lagiem, także oboje postanowiliśmy, że najlepiej będzie spakować auto i pojechać nad polskie morze. I koniecznie do Ustronia morskiego. Zdaję sobie sprawę, że dla większości was pomysł, żeby w ramach odpoczynku znaleźć rozwiązanie w postaci pakowania rodziny, 3,5h jazdy by spędzić gdzieś 1,5 dnia, nie jest rozwiązaniem optymalnym, ale tu również spieszę z wyjaśnieniami. Dla mnie jest. Znajdujesz się w nowym miejscu, dodam, że pięknym. Stajesz w mieszkaniu, gdzie z okien na całą ścianę widzisz morze, oddalone od ciebie o jakieś 15 metrów. Słyszysz szum i rozbijające się fale. Jeśli masz szczęście, zobaczysz burzę. Następnego dnia pijesz kawę i jesz śniadanie (po składniki oczywiście biegniesz do sklepu, bo o jedzeniu akurat zapomniałaś, a o kawie nie, masz nawet zaparzarkę) z najlepszym widokiem na świecie. Spędzasz kilka godzin w łóżku, bo ma to sens. Mia bawi się, wymyśla gry i historie, skacze po materacu, a ty śmiejesz się i ciągle patrzysz na to hipnotyzujące morze. Odrywasz się od wszystkiego. Również spacer po plaży zimą jest niesamowity. Zdecydowanie mniej ludzi, za to dużo mew. Przytulanie Mii by nie zmarzła, wyrywanie się Mii, bo zobaczyła najlepszy patyk na świecie gdzieś w oddali. Tak minęło 1,5 dnia, a zregenerowałam się na następny miesiąc.
Często opowiadam o podróżach z Mią, tutaj ostatnio nieco mniej, ale za to na Instagramie. Głównie dlatego, bo dostaję wiele pytań w temacie. Z mojego punktu widzenia, bycie na drodze z dzieckiem jest wyjątkowo proste. Dla niego ekscytacja i nowe miejsca, dla nas przepiękne widoki i nowe doświadczenia, plus oczywiście dobre jedzenie, nie oszukujmy się. Jestem sama z moją przyszłą najlepszą przyjaciółką (pracuję nad tym od dnia 1.) i to coś, co zostanie w mojej pamięci na zawsze, albo do momentu utraty pamięci. Za to zostanie w domu z dzieckiem, bez pomocy partnera, który na co dzień dzieli z nami obowiązki, jest wyjątkowo nie łatwe, nawet z najfajniejszym dzieckiem na świecie. To było tylko 8 dni i zdecydowanie dałam sobie radę. Zmęczenie dawno zapomniane, za to zrobiłam i zawodowo i osobiście, wszystko, co chciałam w tym okresie. Dodatkowo wiedziałam, że wszystko wróci do normy za 3,2,1 dzień. Jeśli wśród waszych znajomych jest tata lub mama, którzy radzą sobie sami na co dzień, powiedzcie im, że są superbohaterami i spytajcie co możecie zrobić, żeby im choć trochę pomóc. Czasem długa kąpiel bez Mii i kota dobijających się do drzwi może okazać się spełnieniem marzeń.
SUGESTIE:
W Ustroniu Morskim zatrzymaliśmy się w Boulevard Ustronie Morskie. Nie wiem, czy jest drugie tak niezwykłe miejsce w całej Polsce. Ogromne okna prosto na morze, które dają niezwykły widok w pogodę i niepogodę. Dodatkowo wygodnie i przyjemnie.
Gotowaliśmy sami, jednak udało nam się spróbować dwóch miejsc.
Resturacja Lampert – mój nr 1 w Ustroniu Morskim. Niesamowite jedzenie! Spróbujcie koniecznie kaczki I regionalnego piwa.
Molo Busola – restauracje nad morzem, dosłownie, bo na palach. Podają tu herbatę z przepyszną malinową konfiturą. Zupy są równie smaczne.