Odpowiedz
Mam mały dylemat związany z Granja Petitbo. Byłam tam dwa razy. Pierwsza wizyta niezwykle przyjemna, od razu polubiłam atmosferę miejsca,
Mam mały dylemat związany z Granja Petitbo. Byłam tam dwa razy. Pierwsza wizyta niezwykle przyjemna, od razu polubiłam atmosferę miejsca, wygodne i przestrzenne wnętrze i klimatyczny vibe z lat 60-tych. Zamówiłam jajka na toście, kawę i świeżo wyciśnięty sok, wszystko palce lizać (lub łyżeczkę). Obsługa na najwyższym poziomie pod względem podejścia do klienta, ucięłam sobie nawet miłą pogawędkę z kelnerką, po czym relaksowałam się z książką w ręku. Można powiedzieć, że miejsce zasłużyło na najwyższą ocenę.
Po kilku tygodniach wróciłam na kolejne śniadanie i tu nastąpiła nietypowa niespodzianka, bo na złożenie zamówienia czekałam godzinę. Jako że miałam sporo pracy, którą przyniosłam ze sobą, nie przeszkadzało mi to zbytnio, jednak po 20-stu minutach zaczepiłam kelnerkę z prośbą, czy mogłabym zamówić. Nie kryła ona zdziwienia, wprost zachowywała się, jak bym nagle wyrosła spod ziemi. Spytała z niedowierzaniem czy chciałabym zamówić, odpowiedziałam z uśmiechem, że jak najbardziej. Dostałam menu, zaś obsługa unikała mojego stolika przez kolejnych 30 minut. Zegar tykał, ja pochłonięta pracą nie bardzo się tym przejmowałam, co jakiś czas podnosiłam wzrok z nad klawiatury i z zaciekawieniem obserwowałam, jak kelnerki próbują unikać ze mną kontaktu wzrokowego. Było mi to nawet na rękę, bo pracując w kawiarni (nie byłam jedyna, także nie to było problemem) wolę jak najwięcej zrobić przed zjedzeniem, by nie siedzieć za długo po i nie zajmować miejsca nowym głodnym klientom. Dodam, że miejsce nadal nie było zatłoczone. Po wspomnianych 30-stu minutach w końcu ktoś podszedł i z lekkim grymasem zostałam zapytana, czy zamierzam coś zamówić. Odpowiedziałam, że oczywiście, po czym zadałam kilka pytań o rodzaje kaw (mają fajne mieszanki) i zamówiłam jajka po benedyktyńsku. Niestety dostałam omyłkowo złe menu i zamówić mogłam jedynie jajecznicę na toście, tak też zrobiłam.
Shot dobrej kawy z dodatkiem skondensowanego mleka był interesujący, a połączenie silnego smaku ze słodyczą mleczka orzeźwiało. Jajka z bekonem na toście – najlepsze jakie jadłam do tej pory w Barcelonie. Używają tu jedynie organicznych produktów, co da się wyczuć w smaku. Przy obu wizytach zamówiłam to samo. Za pierwszym tost był jak dla mnie zbyt podpieczone. Zrzuciłam to na karb hiszpańskiego stylu, jednak za drugim wyszedł im idealny.
I tu pojawia się dylemat, bo nie wiem do końca co napisać. Najlepiej zostawię wybór wam. Jeśli traficie na dobry dzień, obsługa zostawi po sobie jak najlepsze wrażenie, jeśli na gorszy, możecie trafić na tą lekko humorzastą jak ja dzisiaj. Jedno jest pewne – za każdym razem moje śniadanie było pyszne. W końcu nie ma co przekreślać miejsca, bo ktoś nie był w nastroju do pracy. 😉
Granja Petitbo, Passeig Sant Joan 82, 08009 Barcelona.
Pn-Pt 8:30 – 20:30, Sb 10:00 – 21:30, Nd 10:00 – 15:00
Darmowe wi-fi
5 komentarzy
Co tam jajecznica, co tam kawa z kondensem… ten stolik z drugiego zdjęcia! Dla niego bym wracała :)))
Twoje zdjęcia są tak klimatyczne, że odwiedziłabym to miejsce mimo humorzastej obsługi;) A kawę z mleczkiem bardzo lubię i często piję:)
Bardzo ładne zdjęcia, fajnie jest móc być teraz w Hiszpanii, gdy w Polsce mamy pierwsze przymrozki.Leniwe śniadania poza domem to moje marzenie każdego dnia 🙂 no i gdzie jeść takie śniadania, jak nie w Barcelonie 🙂
Ja rzadko wracam do miejsc z niemiłą obsługą – złe wrażenie nie zawsze da się zastąpić dobrym jedzeniem :(Kawę z mlekiem skondensowanym piłam raz – straszna ulepa, a mimo wszystko mi smakowała. Podobno tak piją kawę w Wietnamie.
Dodaj komentarz
zjadłabym ja taka Barcelone i wypiła! pyszne zdjecia 🙂